Po całonocnej jeździe dotarliśmy do Fiss około 11:30.
Całe szczęście, bo Piotruś już zaczął się buntować w swoim foteliku - a i Patrycja miała już dość. Nie mówiąc już o moich zesztywniałych kościach od siedzenia na tylnym siedzeniu między fotelikami!
Obejrzeliśmy hotel i nasz apartament (wow, ile miejsca - w Polsce takich przestronnych kwater nie doświadczaliśmy nigdy). Chłopcy (ci starsi - kierowcy) poszli spać. Ania heroicznie zabrała trójeczkę naszych dzieci i poszła na rekonesans.
Ja zostałam w domu z Piotrusiem. Korzystając z ciszy i ja przymknęłam oko na chwilkę.
Wieczorem wyszliśmy już wszyscy razem na wspólną pierwszą przechadzkę po miejscowości. Obejrzeliśmy piękne zadbane domy i znaleźliśmy najkrótszą drogę do kolejki linowej, którą mieliśmy eksploatować przez kolejnych kilka dni.
Tego dnia wszyscy szybko poszli spać, imprezki nie było !!